Wysłany: 30 03 17 05:00:28
Temat postu:
pojrzala ostroznie na moich zmarlych. Chociaz nie dotknela zadnego, wstala i obeszla ich wkolo, pochylila sie i obejrzala dziecko, powachala zasmierdle mieso, dlugo lustrowala stos rozczlonkowanych przyjaciol.
-Dlaczego ich jeszcze nie pogrzebalas?! - spytala w koncu, nie z wyrzutem, ale po prostu zdziwiona.
-Nie wiem jak. Naucz mnie, prosze, naucz mnie, jak to zrobic. Juz dluzej nie moge ich nosic!
-No chyba - mruknela kobieta i zakrakala jak wrona. Przeskoczyla nad moimi zmarlymi lezacymi na palenisku i wyciagnela dlugie, czarne rece. - Nie moge cie tego nauczyc, Madra. Czego chcesz? Pozbyc sie ich? Zostawic u mnie? Tego chcesz?
Stalam po jednej stronie paleniska, ona po drugiej, zmarli lezeli pomiedzy nami.
-Nie - powiedzialam i zaczelam po kolei pakowac ich z powrotem do plecaka, moje brzemie, ktore przygielo mi kregoslup, splaszczylo piersi, nasaczylo bolem kosci. Jednak gdy narzucilam plecak na ramiona, nie wazyl wiecej niz wronie piorko.
-I coz madrosc? - rzucila, siedzac znow przy wygaslym palenisku. Bez ironii, bez wyrzutu, bez skruchy.
Pocalowalam ja zatem i ruszylam z powrotem do domu.